Jakież więc było moje zdziwienie, gdy udało mi się wylicytować takiego oto ternara łobżenickiego:
Żeby było zabawniej, nie jestem w stanie nawet stwierdzić, czy to oryginał, a jeśli to z którego roku - widać tylko początek daty 16 na rewersie....A może to po prostu kolejny nienotowany typ?
Ale toż to czysta miedź! Może Suczawa maczała w tym palce? Ale wzmianek o tym nigdzie nie wychwyciłem.. Ale z drugiej strony to pierwszy aż tak "słaby" egzemplarz jaki znam...
Ot i kolejna ciekawostka mennictwa wielkopolskiego do wyjaśnienia... Ale to tylko rozgrzewka - jutro będzie rzecz dużo ciekawsza - jedyny w swoim rodzaju ternar poznański... ;)
A nie jest to przypadkiem rok 1627?
OdpowiedzUsuńChyba niezbyt diedokładnie przeczytał Pan książkę Pani Opozdy. Jakościowo dobre były ternary bite w/g ordynacj z 1580 r. (że nie wspomnę o ordynacji z 1526). Już ordynacja z 1623 r. ustalała niższą próbę, bo tylko 0,125 ( z 1580 0,1706). Srebra czystego w ternarze miało być 0,0412 grama i ten parametr utrzymywano, ale powiększano wagę monety zmniejszając tym samym próbę jej kruszcu. Korzystano przy tym z dodatków tańszych od miedzi - co utrudniało otrzymanie jednorodnego, łatwego w obróbce stopu. Dlatego jakość ternarów jest fatalna.
Może to być rok 1627 ale może też być rewers 1626. Co do książki - przeczytałem ją dokładnie. Natomiast ten egzemplarz jest pierwszym na kilkadziesiąt sztuk tego rocznika, które znam, na którym nie widać choćby srebrzenia. Stąd też moje zdziwienie...
Usuń